Fundacja Dzieci Wuja Toma od dziesięciu lat jest ostoją dla dzieci z niepełnosprawnościami i ich rodzin, oferując wsparcie, którego często brakuje w systemie. Za jej sterami stoi Monika Strach, psycholog z wieloletnim doświadczeniem, która wcześniej pracowała w szkole
i prowadziła własną poradnię. To właśnie codzienne wyzwania jej podopiecznych, a także inspiracja do szukania kontaktu z naturą jako formy terapii, skłoniły ją do założenia organizacji w trzecim sektorze. W tej rozmowie odkrywamy, jak Fundacja Dzieci Wuja Toma realizuje swoją misję i co napędza jej prezeskę do nieustannej pracy na rzecz potrzebujących.
Pani Moniko, dziesięć lat Fundacji to już piękna historia. Pamięta Pani dzień jej rejestracji?
Bardzo dobrze pamiętam ten moment! Byliśmy z mężem u pani notariusz Iwony Materniak-Jędreckiej, niezwykle życzliwej i pomocnej osoby. Wtedy wydawało mi się, że teraz już wszystko pójdzie jak z płatka (śmiech). To był początek czegoś wielkiego.
Kim był wuj Tom i skąd wziął się pomysł na tak oryginalną nazwę Fundacji?
Wuj Tom to po prostu Tomek, mój mąż! Chcieliśmy, żeby nasza fundacja była miejscem, gdzie dzieci z niepełnosprawnościami i ich rodziny mogą odpocząć, schronić się, uzyskać pomoc i wsparcie. Nazwa jest kontaminacją tytułu XIX-wiecznej powieści „Chata wuja Toma”. W tej książce chata wuja Toma jest dla czarnych niewolników miejscem odpoczynku, wspólnoty, dającym duchową nadzieję i poczucie godności. Połączyliśmy to z głównym obszarem naszej działalności, czyli pomocą dzieciom z niepełnosprawnościami i ich rodzinom.
Jakie były początki Fundacji? Co Panią zainspirowało do jej założenia i zajęcia się tak poważnym problemem społecznym?
Mój mąż spełniał swoje marzenie, hodując konie, a ja zrezygnowałam z pracy w szkole i prowadziłam własną poradnię psychologiczno-pedagogiczną dla dzieci z niepełnosprawnościami. Na co dzień miałam kontakt z rodzinami mierzącymi się z różnymi problemami. Widziałam, że nie wszystkich stać na opłacanie terapii, a darowizny i dofinansowania są w większości dostępne dla organizacji pozarządowych. Dlatego zdecydowaliśmy się wejść w trzeci sektor.
Kluczowym bodźcem była dla mnie lektura książki Richarda Louv „Ostatnie dziecko lasu. Jak uchronić nasze dzieci przed zespołem deficytu natury”. Dzisiejsze dzieci mają ogromną wiedzę o ekologii, ale często nie mają fizycznego kontaktu z przyrodą. To zainspirowało mnie do stworzenia miejsca, w którym dzieci będą mogły doświadczyć świata organoleptycznie – dotknąć, spróbować, powąchać. Chcieliśmy pomagać dzieciom nie tylko w gabinetach, ale dać im również możliwość kontaktu z naturą i zwierzętami, stworzyć profesjonalny ośrodek animaloterapii, gdzie również zdrowe dzieci znajdą przestrzeń dla siebie. Witamina N – jak Natura – jest najlepszym lekarstwem na wiele bolączek naszych czasów. Dziś, po 11 latach, widzimy, że wiele działań idzie w tym kierunku, ale to wciąż kropla w morzu potrzeb. Nie mieliśmy wtedy zaplecza finansowego, ale widzieliśmy potencjał we wsparciu wolontariuszy i darczyńców. Stopniowo powstawał plan stworzenia ośrodka, w którym główną rolę odegrają zwierzęta i przyroda, a dzieci będą mogły przyjemnie i rozwojowo spędzać czas. Potem już tylko rozwijaliśmy i precyzowaliśmy nasze cele. Zdobywaliśmy środki finansowe, pomagali darczyńcy i wolontariusze, a sami bardzo dużo pracowaliśmy. Dziś mamy odpowiednie i bezpieczne warunki do prowadzenia terapii z końmi i osiołkami, altany, miejsce na grilla i ognisko, piękny i funkcjonalny ogród sensoryczny, i cały czas coś robimy, zmieniamy, ulepszamy, budujemy kolejne boksy i ogrodzenia. Pamiętam, że na początku, gdy odbywały się pierwsze hipoterapie, dla rodziców i dzieci mieliśmy tylko jedną ławkę pod drzewem. To była nasza poczekalnia! (śmiech) Ale i tak wszyscy byli podekscytowani i szczęśliwi. Teraz jest już dużo lepiej, a niektórzy podopieczni z tamtego okresu są z nami do tej pory.
Jakie rodzaje pomocy oferuje Fundacja Dzieci Wuja Toma? Ilu osobom niepełnosprawnym pomagacie?
Obecnie Fundacja prowadzi dwie placówki: poradnię psychologiczno-pedagogiczną Agathum w Częstochowie oraz Ośrodek Animaloterapii w Aleksandrii Drugiej. Oferujemy usługi społeczne, zarówno komercyjne, jak i dofinansowywane z różnych źródeł. Są to działania na rzecz dzieci i ich rodzin: diagnozy i badania psychologiczne, pedagogiczne, logopedyczne, w zakresie integracji sensorycznej, fizjoterapeutyczne, diagnozy spektrum autyzmu, ADHD, oraz różnorodne terapie – zarówno gabinetowe, jak i w naturze: hipoterapia, onoterapia, terapia w ogrodzie sensorycznym, neurorehabilitacja C-EYE, Neuroflow, Johansen IAS, muzykoterapia, terapia behawioralna, logopedyczna i neurologopedyczna, Trening Umiejętności Społecznych (TUS), fizjoterapia, NDT Bobath, terapia psychologiczna, terapia rodzin, psychoterapia, terapia integracji sensorycznej. Oprócz tego prowadzimy świetlicę dla dzieci „Rozwijanka” i realizujemy usługi asystenckie. Organizujemy też pikniki, wycieczki integracyjne, warsztaty dla dzieci i ich rodzin oraz wolontariat rodzinny w Ośrodku Animaloterapii, w którym uczestniczą dzieci z niepełnosprawnościami wraz ze swoimi rodzinami.
Trudno precyzyjnie określić liczbę osób, w stałej terapii gabinetowej w poradni mamy obecnie około 350 podopiecznych, którzy średnio raz w tygodniu odbywają wizyty. Realizujemy wiele bezpłatnych usług, np. wczesne wspomaganie rozwoju dla dzieci z niepełnosprawnościami – średnio około 170 dzieci miesięcznie, a także dwa projekty asystenckie – łącznie 54 osoby objęte wsparciem. Na terapie ze zwierzętami czy w ogrodzie sensorycznym również zawsze mamy pełne obłożenie – średnio tygodniowo jest to od 40 do 50 dzieci.

W ośrodku zooterapii terapeuci przeprowadzają zajęcia z udziałem doświadczonych i odpowiednio przeszkolonych zwierząt. Co daje dzieciom obcowanie ze zwierzętami? Jakie są zalety takiej terapii? Czy dzieci lubią takie zajęcia?
Przede wszystkim obecność zwierzęcia działa na dziecko uspokajająco – pomaga redukować stres, napięcie i lęk. Zwierzęta nie oceniają i przyjmują dziecko takim, jakie jest, co buduje w nim poczucie bezpieczeństwa i akceptacji. U dzieci z trudnościami emocjonalnymi lub niską samooceną kontakt ze zwierzęciem często prowadzi do wzrostu pewności siebie i poczucia własnej wartości. Dodatkowo, aktywność z koniem, osłem czy kozą stymuluje wydzielanie hormonów szczęścia, takich jak serotonina i dopamina, co korzystnie wpływa na nastrój dziecka.
Terapia ze zwierzętami sprzyja też rozwojowi umiejętności społecznych. Zwierzę staje się „pomostem” ułatwiającym nawiązywanie relacji z terapeutą i innymi dziećmi. Uczy empatii, współczucia i odpowiedzialności. Na przykład, u dzieci z autyzmem lub mutyzmem taki kontakt może prowadzić do otwarcia się na komunikację – zarówno werbalną, jak i niewerbalną. Nie bez znaczenia są również korzyści fizyczne. Podczas hipoterapii dzieci ćwiczą równowagę, koordynację ruchową i napięcie mięśniowe, co jest niezwykle pomocne w przypadku zaburzeń neurologicznych czy opóźnień rozwoju motorycznego. Z kolei głaskanie zwierzęcia, czesanie jego sierści, zaplatanie warkoczyków czy inne ćwiczenia na grzbiecie konia wspierają rozwój motoryki małej, czyli precyzyjnych ruchów rąk i palców, stymulują sensorycznie.
Dzieci uwielbiają te zajęcia, traktują je bardziej jak zabawę i rozrywkę. Wpływa na to również otoczenie – zajęcia odbywają się na wolnym powietrzu, w otoczeniu lasów i łąk, gdzie słychać śpiew ptaków, bzyczenie owadów, czasem można zobaczyć przebiegającą sarnę. To wszystko raczej dziecku nie kojarzy się z pracą terapeutyczną.
Każda organizacja to przede wszystkim ludzie, którzy ją tworzą. Jak wygląda codzienna praca w Fundacji? Ilu pracowników i wolontariuszy jest zaangażowanych w jej działalność?
Zawsze z mężem żartujemy, że on i Korek (nasz owczarek niemiecki) to najwierniejsi wolontariusze, bo razem wykonują najwięcej prac (śmiech). Wolontariusze mogą pomóc w prostych czynnościach porządkowych, remontowych czy budowlanych, pielęgnacyjnych w ogrodzie czy przy zwierzętach. Natomiast w pracach terapeutycznych musimy bazować na specjalistach, a ci rzadko mają czas na dodatkowe zajęcia. Podobnie w poradni – nie da się powierzyć terapii czy choćby opieki nad dzieckiem osobie bez odpowiedniego przygotowania i doświadczenia. Poza tym dziś ludzie są zabiegani, zapracowani, nie mają czasu dla najbliższych. Niemniej jednak są takie rodziny, które przybywają, gdy trzeba pomóc i robią robotę! Pomagają i dorośli, i dzieci, i młodzież.
Obecnie w Fundacji łącznie pracuje około 50 osób. Są to osoby zatrudnione na etatach, na zleceniach, prowadzące własną działalność. Wśród nich są terapeuci, asystenci, obsługa biurowa. Wydawałoby się, że to dużo osób, ale – jak się okazuje – wciąż za mało. Cały czas szukamy dodatkowych specjalistów do zespołu.
Jakie największe sukcesy osiągnęła Fundacja do tej pory? Jakie działania, wydarzenia w Fundacji wspomina Pani najchętniej?
Nie oceniam naszych pojedynczych działań jako sukces, bo każda inicjatywa niesie komuś jakieś korzyści. Co miałoby być miarą sukcesu? Pozyskana kwota dofinansowania? Ilość osób objętych wsparciem? Naszymi sukcesami są postępy w rozwoju dzieci – na przykład, gdy dziecko niemówiące zaczyna mówić, albo niechodzące chodzić, albo aspołeczny autysta zaczyna wchodzić w proste relacje. Do takich sukcesów dążymy. Jednak za wspólne osiągnięcie uważam to, że Fundacja nadal działa i się rozwija. Uważam, że w tej skali osiągnęliśmy bardzo dużo, zważając na to, z czym startowaliśmy. To, że obecnie mamy kilkuset podopiecznych, że pracuje na ich rzecz kilkadziesiąt osób, to już jest dla mnie osiągnięcie.
Pewnie, że dużo jest sytuacji i wydarzeń, które wspominam ze szczególnym sentymentem. Wszystkie są dla mnie równie ważne, bo wszystkie wymagały pełnego zaangażowania, a czasem nawet poświęcenia. Na przykład nasz pierwszy zakończony pozyskaniem grantu konkurs, chyba w czerwcu 2016 roku, gdy od Fundacji Aviva otrzymaliśmy pieniądze na zakup huśtawki integracyjnej i innych elementów do ogrodu sensorycznego. Wtedy w zasadzie po raz pierwszy pozyskaliśmy od kogoś większe wsparcie. Nasz projekt został wybrany przez jury i otrzymał około 7,5 tysiąca głosów internautów, więc była ogromna radość i wdzięczność za pozytywny odzew. To było budujące

W Polsce działa ponad 30 tysięcy fundacji… trudna jest walka o pieniądze dla podopiecznych? Z jakich środków utrzymuje się Fundacja Dzieci Wuja Toma?
Tak jak większość fundacji – utrzymujemy się z działalności odpłatnej i z projektów, z dotacji. Zdobywanie pieniędzy jest trudne, a najtrudniej jest na początku, bo większość regulaminów konkursowych zawiera kryterium kilkuletniego doświadczenia w realizacji podobnych projektów. Jak więc zdobyć to doświadczenie, gdy nie można przystąpić do konkursów?
Poza tym procedury, załączniki, formalności, mnóstwo papierów, zaświadczeń, poręczeń – zarówno na etapie wnioskowania, podpisywania umów, jak i potem realizacji. Jest dużo zbędnej biurokracji, na którą tracimy pieniądze, czas i energię. Tak więc w Fundacji rzeczywiście jest walka o każdą złotówkę. A przecież mogłoby to przełożyć się na konkretne wsparcie dla konkretnych dzieci bez tej zbędnej papierologii.
Jakie projekty Fundacja realizuje obecnie?
W 2024 roku za pośrednictwem JOWES otrzymaliśmy dofinansowanie na utworzenie i utrzymanie miejsc pracy. Pozyskane środki przeznaczyliśmy na wyposażenie i prowadzenie świetlicy „Rozwijanka” w Częstochowie. Ten projekt cały czas realizujemy. W świetlicy zapewniamy wspieranie rozwoju i opiekę „na godziny” dzieciom w wieku od 2 do 12 lat, w tym także dzieciom z niepełnosprawnościami. To korzystne rozwiązanie dla rodziców, którzy mogą w tym czasie zająć się swoimi sprawami ze świadomością, że dziecko jest w bezpiecznym i przyjaznym miejscu.
Również w 2024 roku otrzymaliśmy dofinansowanie na realizację usług asystenta osobistego osoby niepełnosprawnej przez okres 23 miesięcy dla 20 dzieci z niepełnosprawnością w wieku od 3 do 18 lat z terenu województwa śląskiego – to projekt „Asystent osobisty dla dzieci z niepełnosprawnością” realizowany w ramach działania FESL.07.04 Usługi społeczne Programu Fundusze Europejskie dla Śląskiego 2021-2027. W projekcie 20 uczestników skorzysta z 13 800 godzin wsparcia.
W 2025 roku realizujemy również Program „Asystent osobisty osoby z niepełnosprawnością” dla Organizacji Pozarządowych – edycja 2025. Usługi asystenckie skierowane są do dzieci od ukończenia 2 roku do 16 roku życia oraz dorosłych osób, posiadających orzeczenie o znacznym i umiarkowanym stopniu niepełnosprawności. Łącznie w tym programie zrealizujemy 13 020 godzin dla 34 osób.
Czego najbardziej brakuje, aby Fundacja pomagała większej liczbie potrzebujących dzieci
i ich rodzin?
Pracowników – dobrej kadry administracyjnej i terapeutycznej. No i oczywiście marzy nam się dużo konkursów i większych możliwości uzyskania dofinansowań, bo dostęp do bezpłatnych form wsparcia to największa bolączka osób w potrzebie.
Jakie wyzwania stoją przed Państwem w najbliższych latach? Jakie są potrzeby Waszych podopiecznych i jak chcecie im wyjść naprzeciw? Co chciałaby Pani zrealizować w najbliższej przyszłości?
Napisałam jeden projekt na wsparcie psychoedukacyjne rodzin, które mają problemy z relacjami, i drugi na kompleksowe wsparcie dzieci z niepełnosprawnościami, więc czekamy na ogłoszenie wyników. Aktualnie jesteśmy również na etapie doposażania i rozpoczniemy proces certyfikacji sali doświadczania świata, więc to nas absorbuje zarówno czasowo, jak i finansowo.
A w planach mamy również rozszerzenie świadczonych usług o psychoterapię osób dorosłych, bo to problem bardzo widoczny w naszym otoczeniu. Wielu dorosłych lub prawie dorosłych potrzebuje wsparcia, żeby zachować zdrowie psychiczne, a dostęp do bezpłatnych terapii jest dość trudny. Jak Pani widzi – u nas zawsze coś się dzieje!
Pani życie zawodowe jest niezwykle intensywne. Jak udaje się Pani pogodzić zarządzanie Fundacją z realizacją tak wielu ambitnych projektów i działalnością charytatywną?
Nie zawsze się udaje (śmiech). Staram się wszystko planować, żyję na co dzień z harmonogramami i kalendarzem, to wprowadza trochę ładu. Oczywiście i tak zdarza mi się o czymś zapomnieć, nie zdążyć, a czasem świadomie muszę odłożyć coś na później, nie dotrzymać ustalonego terminu, by zrobić coś, co jest nagle w tym momencie priorytetowe. Ale nie narzekam, lubię, gdy się dzieje. Na szczęście zawsze w potrzebie mogę liczyć na wsparcie mojego męża i jego praktyczne, bardziej racjonalne spojrzenie, zwłaszcza gdy za bardzo ponosi mnie wyobraźnia i biorę za dużo na siebie. Dużą część mrówczej pracy organizacyjnej wykonuje niezastąpiona Karina Matuszewska, nasza wiceprezeska. Wspólnie dajemy radę!

Często słyszy Pani pytanie: „co z tego masz”?
Oj tak, bardzo często słyszę: „co z tego masz? po co ci to?”, ale mnie te pytania nie zniechęcają. Robimy swoje. Zazwyczaj odpowiadam po prostu: „to moja praca”, bo jeśli ktoś zadaje takie pytanie, to znaczy, że nie ma pojęcia o misji naszej Fundacji, nie rozumie, że są sprawy ważniejsze niż dobra materialne i przysłowiowy „święty spokój”.
Zdradzi nam Pani, czy ma jakieś hobby? Czy mimo licznych zajęć znajduje Pani na nie czas?
Lubię swoją pracę, ale dla równowagi duchowej potrzebuję czasem oderwać się od dokumentów, paragrafów, przepisów, odpocząć od ludzi i ich problemów. Cieszę się, że mieszkamy na wsi, tam życie toczy się innym rytmem, jakby wolniej, ciszej. Dzięki temu mam przestrzeń do resetu. Uprawiam ogród, przy tej pracy mogę skupić się na tym, co tu i teraz – sadzić, plewić, podlewać, a potem zobaczyć efekty pracy i zbierać plony. Dla mnie to najlepszy sposób na relaks, wyciszenie i odciążenie umysłu, a brudne od ziemi ręce to spokój w głowie i odpoczynek. Poza tym nic tak dobrze nie smakuje jak świeżo zerwane owoce czy warzywa z własnego ogródka, więc mam podwójną korzyść.
Oprócz ogrodnictwa mam jeszcze książki. Lubię zapach farby drukarskiej, gdy otwieram nową książkę, choć tak szczerze, to od jakiegoś czasu głównie słucham audiobooków (np. w drodze do pracy), ale w ten sposób mam codziennie kilkadziesiąt minut, żeby pobyć w innym świecie. Od kiedy pamiętam, uwielbiałam literaturę (moja mama była bibliotekarką i to chyba jej zasługa), a czytanie podobno lepiej obniża poziom kortyzolu niż słuchanie muzyki czy spacer.
Co dało Pani prowadzenie Fundacji? Czy te 10 lat pracy w Fundacji coś w Pani zmieniło?
Przede wszystkim mam ogromną satysfakcję ze zrealizowanych projektów i pomysłów. Na przykład wymyśliłam sobie kiedyś, że zamiast placu zabaw dla dzieci zbudujemy ogród sensoryczny, no i zrobiliśmy miejsce, które uwielbiają wszystkie dzieci. Cieszę się, gdy inni korzystają z moich pomysłów i stosują te same rozwiązania w swoich prywatnych czy przedszkolnych/szkolnych ogrodach.
A czy coś we mnie się zmieniło? Zawsze lubiłam „wymyślać”, szukać innowacyjnych rozwiązań. Do tej pory walczę z syndromem Zosi Samosi. Wciąż uczę się, że sukces zawsze zależy od zaangażowania do pomocy odpowiednich ludzi, bo samemu niewiele można zrobić, a niewłaściwie dobrany personel może „położyć” najlepszy projekt. To jest trudne, ale właśnie praca w Fundacji mi to uświadomiła.
Proszę powiedzieć na zakończenie, jak można wesprzeć Wasze działania, czego moglibyśmy Pani życzyć?
Jak można nas wesprzeć? Zawsze można przekazać nam 1,5% podatku albo darowiznę, na pewno tego nie zmarnujemy. A czego mi życzyć? Zdrowia i dobrych, mądrych i przyjaznych ludzi wokół.
Rozmowę przeprowadziła Agnieszka Hart – Opiekun wsparcia merytorycznego i reintegracyjnego PS
Agnieszka Hart
Opiekun wsparcia merytorycznego i reintegracyjnego w PS
